Science Fiction – Krótkie wprowadzenie, David Seed, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2018

Strona edytorska

Od wielu lat większość książek czytam po angielsku. Ponieważ jednak robię przegląd opracowań o Science Fiction (Macie coś fajnego do polecenia?), to postanowiłem zacząć od tego, co wyszło w PL. Kiedy zobaczyłem, że „Science Fiction – krótkie wprowadzenie” wydało wydawnictwo uniwersyteckie, pomyślałem – siary nie będzie. Zamówiłem w wersji polskiej. To był błąd. 

  1. Na pierwszej stronie pojawia się słowo „hybrydyczny”. Nie jest to błąd per se, ale potraktujmy to jako zapowiedź rzeczy, które nadejdą. 
  2. W tekście posypały się fonty. Spora część znaków, która nie jest podstawowymi łacińskimi, wygląda tak: ⌧. Na szczęście polskie działają, ale czeskie, francuskie czy niemieckie nazwiska wygląda komicznie. No i linki niestety są nieczytelne. Nie rozumiem, jak nikt tego nie zauważył na etapie składu i druku.
  3. Tłumaczowi troszkę zabrakło konsekwencji. Książka „Koniec dzieciństwa” Clarke’a jest wspominana przynajmniej dwukrotnie. Występujący tam obcy (Overlords) są raz przetłumaczeni (zgodnie z polskim wydaniem) jako Zwierzchnicy, a raz jako „Nadlordowie”. Nadlordowie – I shit you not. Mam nadzieje, że to jakiś artefakt tłumaczenia maszynowego i nikomu świadomie to nie wyszło spod klawiatury.
  4. Nagroda Hugo – jedna z dwóch najważniejszych na naszym poletku nazywa się tak od imienia Hugo Gernsbacka, wydawcy Amazing Stories. W tym kontekście zaskakuje decyzja o spolszczeniu imienia i uparte nazywanie go Hugonem; zwłaszcza że wszystkie pozostałe imiona w książce zostały w oryginale.
  5. „Make room! Make room!” Harry’ego Harrisona wyszło po polsku jako „Przestrzeni! Przestrzeni!”, a nie jako „Zrobić miejsce! Zrobić miejsce!”
  6. Nie rozumiem, dlaczego tytuł sekcji „The US space programme” pozostawiono w oryginale.
  7. Jestem prawie pewien, że tłumacz wstawił parę razy „dekonstrukcje” w miejscach, gdzie lepsze byłoby słowo bez postmodernistycznych konotacji.
  8. Rzeczy typu „Steampunk”, nie „stempunk…”, niekonsekwencja w zapisach tytułów, balistyczne podejście do przecinków, podwójne spacje, wdowy i sporo irytującego drobiazgu…

Ta książka ma tylko 180 stron. Pewno wielu błędów nie zauważyłem. Gdyby to była prosta beletrystyka, akcyjniak do poczytania po ciężkim dniu pewno po prostu uśmiechnąłbym się i olał temat — błędy zdarzają się każdemu i nie ma co się gotować. To jest jednak prawie podręcznik, wydany przez Uniwersytet, od takich rzeczy jednak mamy prawo wymagać pewnych standardów, a nie oszczędzania na redakcji. Specjalnie nie podaję, kto tłumaczył, bo za taki stan odpowiedzialny jest cały zespół ludzi.

Merytoryka

Wylałem juz z siebie trochę jadu na edytorską część książki. Teraz przejdziemy do meritum. David Seed na 180 stronach próbuje zrobić przegląd tekstów i motywów poruszanych w science fiction, jak również snuje rozważania nad istotą gatunku.

To jest cholernie trudne zadanie. Serio, opowiedzieć prawie 200 lat tekstów kultury w tak krótkim tekście wydaje się niemożliwością.

Nic dziwnego, więc że nie ma tutaj mowy o pełnym sukcesie.

Plusy

  • Tematycznie zorganizowanie – bardzo szanuję, że autor spróbował zorganizować treść nie chronologicznie, a tematycznie. Dzięki temu naprawdę mamy do czynienia z przewodnikiem/ wprowadzeniem, a nie z linearnym podręcznikiem do historii jakich wiele.
  • Polecane lektury. To trochę nagroda pocieszenia, że najlepszą częścią książki jest lista innych tekstów, które można przeczytać zamiast niej. Niemniej jednak ta sekcja zorganizowana jest bardzo porządnie.

Mieszane uczucia

  • Fajnie, że poza literaturę książka wchodzi trochę w kino i mówi o fantastycznych filmach. Gorzej, że są to klasyki klasyków. Czy w tak krótkiej książce naprawdę potrzebujemy opisu jednej z najsłynniejszych scen w historii kina? Czy streszczenia Obcego?

Plusy ujemne

  • Chaos. Miejscami książka przypomina zapis strumienia świadomości. Autor przeskakuje z wątku na wątek na przestrzeni pojedynczego zdania.  Brakuje logicznej ciągłości pomiędzy kolejnymi myślami czy wytłumaczenia, po co rzuca w nas pewnymi informacjami.
  • Przedstawianie opinii jako faktów. W książce jest zdecydowanie za dużo zdań w stylu „bez wątpienia najwybitniejszym X jest…” albo „Jak udowodnił Iksiński, Igrekowski nie miał racji” 
  • Strasznie dużo miejsca poświęcono czcigodnym przodkom fantastyki z wieku XIX. I nie narzekam na nadmiar klasyków, ale na rozpisywanie się o raczej mniej znaczących tekstach. Rozumiem, że dla badacza to są rzeczy poznawczo interesujące, ale przez to zabrakło miejsca na napisanie o innych, nowszych i bardziej bezpośrednio wpływających na współczesne science fiction. Np. na wspomnienie o Diunie.
  • Im dalej w las, tym więcej mgły. Po wyjściu ze „złotej ery SF” ilość przytaczanych przykładów dość drastycznie spada. To praca z 2011 roku, a nie wspomina chyba o żadnej książce z lat ‘00 i o bardzo niewielu z ‘90. 
  • Autor mówi prawie wyłącznie o anglosferze. Z niewielkimi wycieczkami do Europy. Rozumiem, że książka jest krótka. Można było jednak pokusić się o, chociażby, pobieżne namalowanie rzeczy z reszty świata.

Podsumowanie

Pomijając wylewający się z każdego akapitu tej książki chaos, mam z nią dwa problemy.

Mówi albo o rzeczach zbyt odległych, by dla współczesnego czytelnika były relewantne, bez zgłębienia znacznie większej ilości wiedzy, niż jest w tej książce i temu poświęca tak z 60% treści. Pozostałe 40% poświęca na rzeczy, o których ciężko nie wiedzieć mając nawet bardzo pobieżną znajomość science fiction. 

Za dużo tu wspominania rzeczy, przywoływania przykładów i rzucania w czytelnika losowymi faktami i kawałkami streszczeń, a za mało poszukiwania łączących ich idei.