Radek rak
Zaczynamy z #zewzajdla. Dla tych, którzy pierwszy raz słyszą o tej inicjatywie to akcja polegająca na tym, żeby przed ogłoszeniem zwycięskiego tekstu przeczytać wszystkie książki nominowane do nagrody Zajdla. Na początek idzie Agla.Aurora Radka Raka – i tak miałem ją przeczytaną przed ogłoszeniem nominacji.
Zacznijmy od tego, co się w tym drugim tomie serii. Książka jest podzielona na dwie części, w pierwszej śledzimy ucieczkę Tymiana Drakowa z tego magicznego wcale-nie-krakowa. W drugiej losy Sofii Kluk na zesłaniu. W przypadku Sofii bardzo dużo tu dorastania bohaterki i jej wyraźnej zmiany. Ta historia opowiadana jest nielinearnie, ale z doskonałą precyzją i dzięki temu tym bardziej widać zmiany w bohaterce. Tymian wydaje się na tym tle nie zmieniać prawie wcale i jest bardziej NPC-em rzucanym przez los to w jedną to w drugą stronę.
Muszę się tutaj do czegoś przyznać. Kiedy zacząłem czytać Aurorę, niewiele pamiętałem z tomu pierwszego – Alefu. Początek był ciężki, ale w miarę czytania zaczynało wracać i tylko kilka razy musiałem coś sprawdzić. Pierwsza część była według mnie bardzo dobra, miała tylko dwie wady — fatalnie opisane sceny seksu. I miejscami drętwe dialogi. Z dialogami jest znacznie lepiej. Momenty zostały wylane z kąpielą – nie ma ich w ogóle, więc nie mogą być opisane fatalnie.
Jest za to bardzo dużo akcji, wyzwania spadają na naszych bohaterów w bardzo dynamicznym korowodzie, a historia warto biegnie do przodu. Problem w tym, że mam poczucie, śledzenia drugorzędnych perypetii, a jeżeli chodzi o sam rdzeń historii to do samego końca nie dzieje się prawie nic. Ktoś ucieka, ktoś inny go goni i ta sytuacja trwa niezmienna przez prawie całą książkę.
Chociaż już na samym początku porzucamy wcale-nie-kraków, który zresztą był jednym z głównych bohaterów pierwszej części, to świat cały czas zachwyca. Radek Rak pisze go po mistrzowsku. Mnóstwo tu weirdu, nutka steampunku a wszystko przesycone gnozą i magią. Puszczania oka do czytelników i mikro nawiązań do naszego świata i kultury jest znacząco mniej niż w pierwszej części, ale dzięki temu to wciąż działa jako zabieg literacki.
Teraz kwestia tego, że Aurora zahacza czy też wchodzi w dialog z „Literaturą obozową”. Spora część rozgrywa się w carskich łagrach. Widziałem, że niektórzy przykładali do tego wielką wagę i mieli mocne opinie na ten temat. Dla mnie ten wątek jest przede wszystkim niedopieczony, zrushowany. Książka ma przypominam prawie 800 stron. Jak na wątek poboczny ten obozowy jest za długi, a jak na coś, co ma być czymś więcej, jest zbyt krótkie. Zwłaszcza przemiana Kozy następuje zbyt błyskawicznie i drastyczne czyny, do których prowadzi, wydają się przez to pozbawione należnego im gravitas. Trzeba by to bardziej okroić albo rozbudować :). Bo tak to jesteśmy w jakimś smętnym limbo. Jak już przy tym jesteśmy, to na blurpie na tylnej okładce znalazłem informacje, że jest to książka „o tym, jak przypadkiem ludzie o dobrych intencjach budują państwo totalitarne”. No nie bardzo. Nie wiem, kto to pisał, ale chyba czytał inną książkę niż ja.
Mam do tej książki trochę zarzutów. Wyraźnie czuć, że to środkowy tom. Bardzo dużo tu rozstawiania figur po planszy a stosunkowo niewiele rzeczywiście się dzieje na takim zasadniczym poziomie. Brakuje mi też mocno sprawczości bohaterów, którzy prawie w ogóle nie inicjują żadnych działań, tylko są jako ten liść na wietrze miotani niezależnymi od nich wydarzeniami.
Cała książka jest przesycona gnozą, widać, że to jest coś, co bardzo fascynuje autora. I tu mam mieszane uczucia. Jako przyprawa do świata czy też nawet poważny element światotworzenia to działa super. Jako podstawa struktury książki pffff ciężko powiedzieć, mam wrażenie, że przez to momentami niektóre zwroty akcji czy kierunki, w których się rozwija, są słabo zrozumiałe.
Na koniec wreszcie ponarzekam na tempo. Przez bardzo, bardzo długo nie dowiadujemy się prawie niczego nowego. Dopiero na ostatnich kilkunastu stronach dostajemy potężnym infodumpem. I teraz w zależności od tego, jak jesteśmy nastawieni, stwierdzimy albo że to totalny skok nad rekinem i zwrot akcji z dupy… albo zrobimy „woooow!” i opadnie nam szczęka z zachwytu.
Agla Aurora to bardzo dobra powieść, napisana piękna polszczyzna. Mniej szalona i dziwna niż część pierwsza, ale dzięki temu równiejsza. Cierpi na syndrom środkowego tomu, ale daje radę przenieść nas przez bardzo długą drogę i otworzyć bramy do finalnej części.
Dodaj komentarz