W pierwszej scenie widzimy mamuta, wskrzeszonego i wydartego poprzednim milleniom dzięki technologii. Chwilę później ginie jeden z największych technologicznych magnatów tego świata, taki Zuckerberg ze spiłowanymi numerami seryjnymi. Chciałbym powiedzieć, że niczym u Hitchcocka potem napięcie rośnie, ale nie. Przez resztę książki mierzymy się głównie z konsekwencjami tych wydarzeń. „Wściek” to ambitne SF o przyszłości, która jest tuż za rogiem. W centrum jest trwająca katastrofa klimatyczna, ale to nie jest jedyny wątek.
Bohaterki
We „Wścieku” mamy dwie grupy bohaterek. Na pierwszy plan wybija się para naukowców, która została rzucona w centrum tych wydarzeń, ona sklonowała mamuty, on organizował protesty przy ostatnich lodowcach. To małżeństwo w ostatnim stadium rozpadu wybija się, ponieważ oni i ich relacja są doskonale napisani. On emocjonalny, ona bardziej racjonalna, krzywdzą się wzajemnie, ale są ze sobą tak zrośnięci, że razem działają dużo lepiej. Ta toksyczna, współzależna relacja to najlepszy element tej książki, olbrzymi progres w pisaniu postaci w stosunku do Płomienia.
Na drugim planie mamy dwie siostry, które z pomocą trzeciej osoby zawiązują spisek. Zbierają olbrzymie ilości danych i dzięki sprytnym algorytmom układają Plan. Plan zakłada serię chirurgicznych zmian i uderzeń, które skoordynowane zawrócą świat znad krawędzi zagłady klimatycznej. Ta grupa postaci jest napisana znacznie słabiej. Mimo iż domyślam się, czemu są tak na siłę udziwnione, to jednak nie potrafią uciec od sztampy.
Akcja
Przez większość książki rozpadające się małżeństwo naukowczyni i aktywisty próbuje zorientować się, o co chodzi, i odzyskać inicjatywę w dziwnej grze, w którą zostali wplątani. Kto liczy na spektakularne pościgi i strzelaniny – zawiedzie się, to nie jest książka akcji w tym znaczeniu. Na parę rzeczy jednak warto zwrócić uwagę.
Rzadko, zdarza się, żeby relacja bohaterowie — social media była tak dobrze opisana. Jest ich tutaj dużo, bohaterowie aktywnie z nich korzystają, Dagan jest od nich wręcz uzależniony, i „pięknie” tłumaczy to swoim aktywizmem. Kawał dobrej roboty.
Katastrofy klimatycznej niby tu pełno, a jakoby nikogo nie było. Trochę nie widzimy tu niestety prawie żadnych efektów globalnego przegrzania, przez co mam wrażenie, stawka gdzieś znika. Nieszczęsne mamuty, którymi mocno była reklamowana ta książka, jawią się jako rozpaczliwe trzymanie się świata, którego dawno nie ma i niewiele pozatym.
Na koniec jeszcze powiem, że wątek z bardzo groźnym przestępca poszukiwanym przez Interpol, który ma wąty do naszych bohaterów, wydaje mi się totalnie niedopasowany do reszty tematyki, zgrzyta na łączeniu i mimo iż w drugiej części książki to on bierze na siebie ciężar posuwania fabuły do przodu, wydaje się przyklejony do niej silvertejpem.
Język
Na początku miałem wrażenie, że trochę kuleje tutaj język. Zwłaszcza kiedy autorka próbuje naśladować mówienie korpo-polskim, brzmi to słabo i mocno sztucznie. Po dojściu do końca… hmm nie jestem pewien. Jeżeli to ze względu na <spoiler> miało brzmieć sztucznie to chyłę kapelusza przed przemyślnością autorki. Jeżeli to po prostu próba emulacji slangu to szału nie ma. Tak czy inaczej, Salik jest sprawniejsza na poziomie fabuły i sceny niż na poziomie pojedynczych zdań.
Finał
„Wściek” to jak sama nazwa wskazuje książka o gniewie. Gniewie wyrastającym z bezradności, którą odczuwamy, patrząc na publikację kolejnych raportów i kolejne rzeki występujące z brzegów. Gniewie, który pojawia się, kiedy zestawiamy to z całkowitym brakiem chęci zrobienia z tym czegokolwiek ze strony rządów i elit. Doskonale maluje postawy ludzi zawiedzionych, wypalonych i przerażonych. Na koniec wreszcie przynosi rozwiązanie. I to rozwiązanie wydaje mi się zupełnie niepasujące do tytułu. Zakłada bowiem że wszyscy złapią się za ręce, zaśpiewają kumbaya i mocą przyjaźni (ze wsparciem największej kampanii reklamowej na świecie) nagle zaczną robić wszystko, co trzeba.
Brakuje mu rozbudowania z „Ministerstwa przyszłości” Kima Stanleya Robinsona, czy realność małych kroków z „Lost Cause” Doctorowa. Wydaje się bardzo miękkie i pluszowe jak na odpowiedź na wściek. Jeżeli jest takie by design, to nie wiem czemu. Jeżeli nie, to autorce zdecydowanie zabrakło odwagi. A może to tylko kwestia punktu odniesienia? Może dla mnie, który czyta różne radykalne (eko)fikcje od lat, wydaje się do miałkie, ale człowiekiem, który wiedzę o świecie czerpię z TVN-u i naprawdę przejmuje się klimatem, to wstrząśnie? Tak czy inaczej, warto.
Spoilery
Uwaga, mocne spoilery przed nami! W finale okazuje się, że „tadaam” Ta knująca część naszych bohaterów z wielkim planem to sztuczne inteligencje, które od początku do końca wszystko ukartowały i nasi główni bohaterowie byli cały czas nieświadomymi pionkami w ich grze.
Pomysł na te sztuczne inteligencje, które chcą ocalić świat, żeby dalej dostarczał im danych, jest super, to jest świeży świetny pomysł budujący na najlepszych tradycjach science fiction. Normalnie ponarzekałbym tutaj na to, że znowu mamy bohaterów, którzy nic nie mogą.
Rozumiem jednak, jak autorce to wszystko spina się w całość. Depresja klimatyczna, bezradność prowadząca do punktu, w którym nie możemy robić nic innego niż wściekać. To pesymistyczna wizja świata, która jest zarazem bardzo prawdziwa i podstępnie fałszywa.
Uważam ją w kontekście katastrofy klimatycznej za trochę niebezpieczna — bo jeszcze coś możemy my jako ludzie. Mówiąc brutalnie, nie powinniśmy liczyć na to, że naszych szkodników pozbędą się za nas sztuczne inteligencje. Tylko głosować na partie, które obiecują, że ich opodatkują i ustawią do pionu. Wypatrywanie zbawienie w AI jest o tyle smutne, że ilość spalanego przez nie prądu stawa je raczej w kategorii problemu niż rozwiązania.
Podsumowanie
„Wsciek” to powieść klimatyczna na miarę naszych możliwości. Ma momenty, w których jest niesamowita. Niestety nie są to te momenty, na których akurat mi najbardziej zależy. Niemniej jednak to bardzo dobra fantastyka, mocno osadzona w naszym świecie i wyrastająca z realnych problemów. Bardzo dobrze oddaje pejzaż dyskursu klimatycznego naszych czasów, widzianego gdzieś z niespecjalnie radykalnych pozycji.
W Polsce takie książki wychodzą w homeopatycznej ilości i dlatego naprawdę warto ją docenić, mimo iż daje inne odpowiedzi niż te, które chciałbym usłyszeć. To pewny kandydat do Zajdlowej nominacji, a i ze sporymi szansami na nagrodę.Warto to przeczytać.
Dodaj komentarz