Harde bestie
Ogólnie
Lubię opowiadania. Jak pewnie spora część starszego pokolenia to właśnie od krótkich tekstów zacząłem przygodę z fantastyką. Dlatego z przyjemnością złapałem „Harde Bestie”, czyli kolejna antologie opowiadań hardej Hordy. To grupa literacka dziewczyn, które postanowił razem działać i wzajemnie się wspierać już parę lat temu, kiedy fantastyka była jeszcze mocniej zmaskulinizowana niż dziś.
Największą zaletą antologii jest różnorodność, możemy zobaczyć jak z do tego samego tematu, podchodzą różne autorki. Dostajemy trzynaście tekstów. W zasadzie poza klasycznym SF mamy tu wszystkie podgatunki fantastyki, z dużą przewagą urban fantasy. Trochę podejrzewam, że to kara za grzechy mojego pokolenia, które w młodości za dużo grało w świat mroku. Kto sieje wiatr, ten zbiera burze. To znaczy kolejna ksiażke, gdzie zamiast wampirów są (sprawdza notatki) niebożęta, strzyki, sukuby, furasy, ok jednak coś nowego.
Najsłabiej wypadają te teksty, które są częścią większych uniwersów rozwijanych przez autorki, najlepiej te, którym udaje się powiedzieć coś nowego o naturze tytułowych bestii. Niektóre z nich mnie (pozytywnie) rozbawiły, niektóre zaimponowały mi researchem. Jedno straszliwie wybudziło. Przejdźmy przez nie po kolei.
Hej, kolęda
Marta Kisiel
To bardzo bliska nam fantastyka i też dzięki temu bardzo poruszająca historia. Mamy tu dramatyczną sytuację (tw: krzywda dzieci) umieszczoną w nieoczywistej, ale bardzo dobrze wykorzystanej scenerii polskiej wsi.
Trochę brakuje mi tutaj wyraźnego złola, a pewne decyzje językowe autorki wydają mi się dziwne, ale to szczegóły. Realny problem mam z finałem. Ta czerpiąca z tradycji nieoczywista zmiana jest super wymyślona i świetnie pokazana. Tylko wydaje mi się trochę bez sensu. Rozumiem, jakby bohater wiedział komu, chcę spuścić manto i potrzebował do tego mocy, ale on nie wie i ta zmiana, którą przechodzi, nic a nic mu w tym nie pomoże.
Z owczarka wystawała stopa
Anna Kańtoch
Mam z tym tekstem niewielki problem. Nie zrozumcie mnie źle to świetne opowiadanie grozy. Bardzo Kingowskie w swoim charakterze. Tyle że to wcale nie jest fantastyka.
Kańtoch mistrzowsko używa rzeczy znanych, acz dla nas niekomfortowych do budowy atmosfery niepokoju. Świat ludzi egzystujących na krawędzi niższej klasy średniej jest świetną pożywką dla strachu. Plottwist jest dokładnie tam, gdzie być powinien i działa doskonale. Chylę też kapelusza przed nieoczywistym wykorzystaniem motywu obligatoryjnych bestii.
Gdybym na to opowiadanie wpadł bez przyjętego założenia, że czytam rzeczy fantastyczne, byłbym zachwycony. Tak jestem bardzo zadowolony, ale z takim małym niedosytem.
Kikituk
Martyna Raduchowska
Całkiem przyjemna historia zahaczająca o ekofikcje. Dawni nomadowie w mrocznych podziemiach wydobywają smoczy metal. Młoda dziewczyna szykuje się do wejścia w dorosłość, nie wie jeszcze, że w korzeniach gór znajdzie więcej niż jedną tajemnicę. Mamy tutaj fantastyczne plemię oparte na inuitach, mamy wybrańczynie, konflikt, wszystko, czego potrzeba dobremu opowiadaniu. Świat jest bardzo fajnie stworzony a zarzewia konfliktu, które są w nim umieszczone, działają bardzo sprawnie.
Historia mogłaby być troszkę lepsza, chociaż żywa i dramatyczna to nie ucieka od schematów i brakuje jej pewnej lekkości. Bohaterowie są w porządku, chociaż niczym nie zaskakują i od początku wiemy, kto zagra w tym spektaklu jaką rolę.
Bardzo poprawny tekst, na poziomie, ale bez rewelacji.
Miodożerka na wakacjach
Aneta Jadowska
Dla osób koneserujących uniwersum stworzone przez autorkę. Bohaterkę jest miodożerołakiem (ładny pomysł) i nie może usiedzieć na miejscu. Powoduje wypadek samochodowy po pijaku, jest ranna, nie chce siedzieć na dupie i się leczyć. Kradnie bratu samochód, jedzie w Polskę, walczy z seryjnym morderca, dociera do celu i w nagrodę został superkomandoską czy kimś podobnym.
Kawałek stricte amerykańskiego horroru przeniesiony na polską wieś trochę zgrzyta. Emocji nie ma żadnych, bo i nasza bohaterka jest tak przeładowana mocami, że nie boimy się o nią ani sekundę. Zwrotów akcji nie stwierdzono.
Bohaterkę roznosi energia. Ma tym, że jest „pełna pasji” i uroczą zasłaniać swoją głupotę. Fani uniwersum Thornu znajdą tu zapewne miliony odniesień i mrugnięć okiem, i będą zachwyceni. Pozostałe osoby mogą spokojnie pominąć.
Srebrne Łowy, Czarne Sidła
Agnieszka Hałas
Drugie z kolei opowiadanie rozgrywające się w znanym z innych tekstów autorki uniwersum. Tym razem znacznie lepsze. Główny bohater mroczny mag „Krzyczący w ciemnościach” ucieka, ci dobrzy magowie go gonią. Jest dużo rozwałki, fajna żywa akcja, akcja ani na chwile nie staje w miejscu.
Osoby fanujące serie na pewno będą bawić się doskonale, natomiast dla ludzi z zewnątrz (jak ja) to wszystko zdaje się osadzone w pustce. Zwłaszcza bohater pokazany tutaj jest w dużej mierze przezroczysty. Klamra, która ta akcje otacza niby ma ta postać pogłębić, ale służy głównie za przypomnienie, że główny bohater kryształowy nie jest.
Zwrot akcji jest intensywny, chociaż mógłby być trochę szerzej przygotowany, ale doskonale wpisuje się w formule „Akcja, akcja, akcja”.
Srebrne Łowy, Czarne Sidła to przyjemny tekst, koneserzy serii będą bawić się bardzo dobrze, reszta po prostu nieźle.
Kukułka
Aleksandra Zielińska
Krótka historia o dorastającej dziewczynce, kolejny z tekstów, mający w sobie trochę z Kinga.
Bardzo podoba mi się, jak rośnie napięcie, jak z pozoru normalna sytuacja dziewczynki mieszkającej na skraju lasu robi się z każdą stroną dziwniejsza i bardziej niepokojąca. Autorka umiejętnie zasiewa ziarna strachu tak, aby wydały plon w naprawdę poruszającym finale. Jest on mocny zwłaszcza dlatego, że dotyka bardzo mocno zakorzenionych tabu i choć nie pokazuje niczego wprost, to robi naprawdę mocne wrażenie.
Tekst bardzo sprawny językowo. Narracją prowadzona jest tu z punktu widzenia małego dziecka i jest to przeprowadzone wyśmienicie. Galopada myśli, która autorka doskonale oddaje na papierze, bardzo podkreśla zagubienie i narastających strach.
Jeden z lepszych z całego tomu.
Dlaczego nie ma klanu kruka
Aleksandra Janusz
Dawno nie widziałem opowiadania rozgrywającego się w tak dobrze pokazanym i nietypowym świecie. Co do zasady jest to bowiem polityczny kryminał dziejący się przed rewolucją neolityczna – czyli w czasach łowców-zbieraczy. Bardzo podoba mi się, że autorka złapała fajny balans między researchem potrzebnym do napisania wiarygodnego tekstu dziejącego się w zupełnie innej od naszej kulturze a nadmiernym skupieniem na worldbuildingu. Olbrzymie propsy zwłaszcza za dopasowanie języka.
Żeby nie było za wesoło, są też wady. Opowiadanie ma nieliniowa narracje, co wydaje się niestety zbytnia komplikacja, która niewiele wnosi, a głównie konfunduje. Zamieniłbym to chętnie na więcej kryminalnych rozkmin i zwiększenie roli głównego bohatera. Jest on niestety nieco bardziej widzem niż kreatorem wydarzeń.
Porządny tekst może porządny z plusem za czytanie Graeber-a w ramach researchu.
Panią Karwańską zjadły szczury
Milena Wójtowicz
Z metra cięte urban fantasy, na dodatek jest częścią większego cyklu. Ktoś w polskim mieście powiatowym ma problem, dzwoni do dziwnej firmy, żeby mu pomogła. Cóż za zaskoczenie problem okazuje się nadnaturalny i słowiańsko-mitologiczny. Firma przyjeżdża i pomaga mu rozwiązać problem, albowiem prowadzi ją: (ekhem) nie wampir, nie demon z piekła rodem, nie changeling, ale STRZYGA. Koniec.
Napisane jest to całkiem przyzwoitym, żywym językiem. Wydaje się też, że przy dokładniejszym poznaniu bohaterki tekstu dałoby się polubić. Problem w tym, że jest to TAK BARDZO SCHEMATYCZNE, bez żadnego zwrotu akcji, bez żadnego świeżego pomysłu, że chyba lepiej sobie odpuścić.
Jak strącić drona domowym sposobem
Krystyna Chodorowska
Science fiction o przyszłości, która jest tuż za rogiem. Ewidentnie inspirowane wojną na Ukrainie i militarnych rozwojem technologii, które widzimy za wschodnią granicą. Autorka skupia się na technologiach wsparcia żołnierzy, które możemy zobaczyć w konflikcie za plus minus dwadzieścia lat. Bardzo fajnie eksploruje tu temat osób, będących pośrednim stadium między człowiekiem a cyborgiem.
Fabuła jest temu bardzo mocno podporządkowana i spora część tekstu to po prostu ekspozycja pomysłów bez wpływu na historię. Akcja walczy o zaistnienie, ale niestety robić to nieco chaotycznie. Na koniec trafia nas dość zabawny smaczek, dodający całości perspektywy.
Porządny tekst, z interesującymi pomysłami.
Demon wewnątrz mnie
Magdalena Kubasiewicz
Co ja mówiłem o sztampowym urban fantasy? Kontratakuje, ale tym razem będzie wyjątkowe, bo wiecie, jest w Polsce, i są słowiańskie… dobra dość złośliwości. „Demon…” to kolejne opowiadanie podczepione pod uniwersum z powieści autorki i kolejne, w którym nasz świat przeplata się z takim z magami i słowiańskimi demonami.
O settingu nie powiem nic dobrego, a język trochę zgrzyta w uszach. Szału nie ma. Opowiadanie ratuje się całkiem porządną historią. Opowieść o bohaterce wracającej do rodzinnej wsi z uniwersytetu jest emocjonalna i ciekawie poprowadzona. Sam tekst troszeczkę mruga okiem do najpierwszego z wiedźmińskich opowiadań, budując podobne paralele między bohaterka a potworem. Problem w tym, że sam rdzeń akcji jest znów przewidywalny do bólu. Bohaterka znajduje potwora, pokonuje go zaklęciem. Koniec. Szkoda, tym bardziej że tam jest druga historia, znacznie ciekawsza – ta, która bohaterka podejrzewa, a która okazuje się tylko jej zmyśleniem.
Powiedziałbym, że jako całość daje radę z minusem.
G… Jednorożca
Ewa Białołęcka
Przyjemna cottagecoreowa humoreska. Trochę udaje, że dzieje się na polskiej wsi, ale jak poskrobać wyraźnie widzimy, że to raczej fanfic do Stardew valley. Bardzo przyjemny i dobrze napisany fanfic.
To historia o jednorożcu, który nawiedza pewną wioskę przygotowująca się do jesiennego festiwalu. Nawóz pochodzący od tytułowego stwora ma niesamowite właściwości i staje się elementem rozgrywki między gospodarstwami.
Bohaterowie są sympatycznie przerysowani, na tyle, żeby ich łatwo złapać i żeby człowieka bawili, a nie aż tak bardzo by razić sztucznością. Bardzo fajne jest też powoli narastające tempo akcji.
To po prostu lekka dobrze napisana historyjka, która nie udaje niczego poważnego, ale za to wywoła uśmiech na twarzy.
Tropiciel
Anna Nieznaj
Straszliwie przegadana historia. Potomkowie rodu władającego znaczącym kawałkiem galaktyki jadą w góry na polowanie. Zabierają ze sobą plot device w postaci nowej konkubiny, dzięki temu mamy okazję słuchać jak wszyscy po kolei jej tłumacza historie do 2-3 pokoleń wstecz. Spora część tego opowiadania to infodumpy podawane nam w formie konwersacji. Gdzieś pod tym wszystkim jest jakaś intryga, jakieś finty w fintach, ale żeby się do nich dokopać trzeba trochę samozaparcia, zwłaszcza że to najdłuższy tekst w zbiorze.
Świat wymyślony jest całkiem ciekawy, ale spora jego część niestety niczemu nie służy, to super, że ktoś lata na egzoszkieletowych skrzydłach albo że wymarła sekta ma swoje rytuały, ale użycie tego w opowiadaniu jest mocno ograniczone. Postacie są ok, język daje rade. Akcji bardzo niewiele, nawet (mimo prominentnego występowania haremów i konkubin) momentów nie ma.
Nie wykluczam, że są osoby, którym się to spodoba, ale w moje gusta zupełnie nie trafiło. Nie mowie, że jest złe, ale mocno specyficzne.
Złość piękności
Anna Hrycyszyn
Miniaturka zamykająca cały zbiór. Choć niewiele się tu dzieje to sympatyczny tekst o podmorskich stworach zamieszkujących Bałtyk i ich relacjach z ludźmi. Trochę tu ekofikcji, trochę rozważań o tym, jak się postrzegamy w przeciwieństwie do tego, jak widzą nas inni. Wielbiciele akcji nie znajdą tu dużo dla siebie.
Opowiadanie oparte na bardzo fajnym pomyśle a główna bohaterka swoimi rozważaniami ciekawie podsumowuje naturę tytułowych bestii.
Dodaj komentarz