Przyznaję się bez bicia – nigdy nie spędziłem lat, rozbijając się po traktach Starego Świata. Moje postacie nie umierały w błocie na gangrenę i nie walczyły o ostatnią kromkę chleba ze szczurami. Krótko mówiąc, w Warhammera grałem mało i okazjonalnie. Kampanią, która po latach pamiętam najlepiej były sesje u Notkostrony – Aleksandra Janusz dziejące się na dworze Bretonii, które trudno zaliczyć do typowej gry w młotka.

Mimo tego jednak na warsztat biorę ostatni numer #zagraj od Graj Kolektyw a w nim scenariusz do młotka autorstwa Merry i Harry’ego, czyli „W czasie wojny milczą prawa”. Scenariusz rozgrywa się w czasie burzy chaosu i wcielamy się w członków słabo opłacanej i zdemotywowanej kompanii najemnej. Muszę przyznać, że ciężkie życie trepów podczas podróży rzeką zostało tu całkiem fajnie odmalowane. Ładnie buduje to skojarzenia z „Czasem apokalipsy” i „Aguirre, gniew boży”. To wszystko bardzo mocno osadza w graczy w tym, o czym ma być to historia.

Dostajemy tu małą galerię bardzo żywych NPC-ów. Od pełnego fanfaronady błędnego rycerza do niechętnego walce krasnoluda. W połączeniu z drugim planem (Druidzi pacyfiści) tworzy to świetny świat do rozegrania naszej przygody.

Co jest niesamowicie fajne w tym tekście to jego lapidarność. Na 10 stronach daje nam mnóstwo mięcha, konkretnych elementów, z których zbudujemy scenariusz. To naprawdę duża sztuka, która wymaga docenienia. Dostajemy też elementy opcjonalne, dzięki którym możemy rozciągnąć ten scenariusz na więcej niż jedną sesję – w mojej opinii zbędnie rozcieńczające fabułę, ale może komuś się przydadzą.

Ok, dość chwalenia, teraz krytyka. Dlaczego nie ma tu ani słowa o mechanice? Ani literki, żadnego testu, żadnych statów. NIC, jakby to był scenariusz nie sesji, ale interaktywnego filmu w typie „Bandersnatch” od Netflixa. Autorzy pewne rozwiązania po prostu zakładają. Co stanie się, jeżeli drużyna rzuci się do bitwy i o dziwo zacznie wygrywać, zamiast zgodnie z założeniami scenariusza zostać znokautowanym?

Mam też problem z jednym z rozwiązań fabularnych. Spróbuję to opisać jak najmniej spoilująć. Przygoda ma dwa węzły, gdzie gracze podejmują ważne decyzje. W obozie mogą albo pozostać, albo zdezerterować. Potem, tak czy inaczej, trafiają na <rot13>„flzcnglpmalpu xhyglfgój”</rot13> i mają dylemat, po czyjej stronie stanąć. Problem w tym, że jeżeli zostali w obozie i razem z oddziałem docierają do wioski, to z jej mieszkańcami nic ich nie łączy. Finalny dylemat jest wtedy dużo słabszy. Może lepiej byłoby to rozegrać tak, że to mieszkańcy Koziegłów ratują BG z pobojowiska, a reszta rozbitego oddziału wraca dopiero później?

„W czasie wojny…” to porządny Warhammer. Są tu błoto i szczury, jest promyk nadziei i dobra, ciężkie wybory moralne i dobra zabawa. Gdyby autorzy dali mi jeszcze mechanikę, to już szukałbym drużyny do młotka. Jeżeli ktoś jest mniej leniwym mg niż ja, to proszę bardzo, warto.

Zdjęcie: Plakat filmu Aguirre, gniew boży – użyty na prawach cytatu.