Walka o czas

Dawno, dawno temu, kiedy chodziłem jeszcze do liceum, potrafiliśmy spotykać się na sesje, trwające po 8 godzin. Siedzieliśmy klimacąc, tocząc długie dyskusje „in character” i wciągając pizze. Kiedy parę lat temu wróciłem do hobby, jakoś odruchowo wpasowałem się w konwentowy format sesji, trwającej 4 godziny. Podobało mi się to skrócenie. Teraz coraz częściej na moim horyzoncie pojawia się gry przeznaczone na jeszcze krótsze sesje – Strzygi, Howitówki, AL i różne indiasy.

Robocza hipoteza tego felietonu będzie brzmiała: Czas użytkownika jest najważniejszym zasobem, o który rywalizują niezależni twórcy gier i materiałów erpegowcy. Standardowy gracz ma mniej czasu niż pieniędzy.

Trochę o tych drugich. Od czasu rekordowej kampanii na Zew średnio ludzie zostawiają podczas jednej zbiórki 242 zł* (rekordem był Wampir, gdzie średni użytkownik zostawiał 497* pln!). Zaryzykowałbym tezę, że to sporo. Zanim spojrzałem w dane, byłem przekonany, że podstawka do systemu to koszt jakieś 150-180 zł.

W przypadku materiałów niezależnych te kwoty są o rząd wielkości mniejsze. PDF-y z przygodami do dnd czy któlu to 3-5 dolarów, a jak coś wychodzi w druku, to kosztuje 25-30 zł. Czyli patrząc po tym, co się dzieje na zbiórkach, ludzi raczej na to stać.

Czynnikiem ograniczającym wydaje się więc czas. To ile mogę poświęcić na przeczytanie systemu, prep i sesje. Strzygi są świetna gra z wielu powodów, ale szczególnie mnie ujmuje to, że da się je przeczytać od jednego podejścia. I zagrać sesje 20 minut później. Praca, życie, rodzina sprawiają, że każda godzina jest droga. W ciągu ostatniego roku przeczytałem dziesiątki mini systemów, podczas kiedy opasłe V5 wciąż stoi nieskończone. A Obcego przyznaje się bez bicia, nawet nie zacząłem.

Coraz krótszy czas wpływa też na to, w jakie gry chce grać. Gry na wielosesyjne kampanie raczej zostawmy mainstreamowi — nie wygramy z nim na tym polu. Potrzebujemy gier o mechanikach, które działają w trakcie jednej sesji. Co z tego, że gra ma świetną mechanikę zepsucia albo budowania więzów, jeżeli zacznie ona działać po 5 spotkaniach? Nie mam czasu zbierać po 50 punktów doświadczenia w młotku, zanim wykupie rozwinięcie. Chcę to zrobić podczas jednej sesji. 3-4 spotkania to już ma być cały story arc, podczas którego moja postać zmieni swoje podejście do życia, a mechanika jej w tym pomoże.

Jeżeli chcemy, żeby ludzie korzystali z naszych materiałów, grali w nasze gry – szanujmy ich czas. Piszmy krótkie rzeczy, które da się przeczytać od strzału i zagrać w mniej niż cztery godziny.

PS. Tak wiem ten tekst to straszna anecdata wspierana danymi IDZD

*Wyliczenia własne na podstawie danych dostarczonych przez wspieram.to

Poprzedni

Quentin 2021 – krótki przewodnik po finalistach

Następne

Ciche noce nad jeziorem

2 komentarze

  1. Enc

    Zgadzam się z większością obserwacji, ale niekoniecznie z wnioskami i apelem. Mam kompletnie inne doświadczenia i oczekiwania względem hobby, więc liczne, niewielkie gry to dla mnie martwy segment rynku.

    Od długiego czasu gram praktycznie w sam mainstream, poza okazjonalnymi jednostrzałami i krótkimi przerywnikami (np. Fate, Agon). Od zawsze, poza wakacyjnymi maratonami, moje sesje trwały 3-4 h. Lubię długie kampanie i wolę zainwestować X godzin w grę, przy której mogę zostać na dlugie miesiące, niż bawić się krótkimi formami. Wolę erpegowe seriale, niż filmy.

    To, o co mógłbym ja zaapelować, to by każdy materiał był praktyczny. Przygoda na 2-3 sesje ma mieć 15 stron, a nie 50. Dodatek settingowy nie powinien nudzić historią przez ćwierć swojej objętości.

  2. tsar

    Po raz kolejny w ostatnich dniach przychodzi mi się zgodzić z Encem. Na gry, o które apelujesz spoglądam co najwyżej z ciekawości przy kolacji i o nich zapominam. Jeśli gra ma mi narzucić w co gramy, jak gram i jak długo gram, automatycznie nie jestem nią zainteresowany. Tęsknię do graczy, którzy nie umierają na sesji po 3 godzinach gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén