Obejrzycie sobie, jak w Russia Today prezentuje się pewien pisarz fantastyki (link wiadomo gdzie).

Jedną z pierwszych książek SF, którą przeczytałem był zbiór radzieckich opowiadań „Wynalazca wieczności”. Czuje przynależność do fandomu. I chociaż częściej działam w jego erpegowej części, to ta literacka też jest mi bardzo bliska.

Fantastyka, obojętnie czy to optymistyczna wizja ze Star Treka, czy dystopijne miasta Gibsona jest zawsze trochę o naszym świecie. Mówi o tym, jaką przyszłość chcielibyśmy widzieć i jak ją chcemy kształtować.

A wiecie, co jest narzędziem kształtowania świata? – polityka. Zostawianie jej za drzwiami konwentu to niebezpieczna iluzja, która karmiliśmy się na przełomie tysiącleci, kiedy wierzyliśmy, że historia się już skończyła. Przecież już z pierwszego na świecie worldconu Sam Moskowitz wyrzucił lewicujących futurian.

Siergiej Łukjanienko (autor lubianej u nas serii „Patrol”) siedzi sobie w rosyjskiej telewizji i snuje wizję bicia ukraińskich dzieci tak długo, aż pokochają matkę Rosję. Uśmiecha się, kiedy jego rozmówca fantazjuje o ludobójstwie. Ten człowiek jest honorowym gościem teoretycznie najważniejszego spotkania naszej społeczności — przyszłorocznego Worldconu.

Ponieważ fantastyka to opowieści o światach możliwych — Ja chciałbym takiego, w którym Łukjanienko traci ten status. Nie powinniśmy jako społeczność fanów legitymizować tego człowieka. Nie możemy honorować kogoś, kto entuzjastycznie klaszcze wydarzeniom w Buczy i temu, co dzieje się codziennie w bombardowanych ukraińskich miastach. Bo to właśnie oznacza dziś występowanie w RT, nawet jeżeli jesteś tym bardziej umiarkowanym gościem.

Nawet FIFA (która mam za jedną z najbardziej skorumpowanych i przeżartych złem organizacji) zdobyła się na zawieszenie Rosji w rozgrywkach. Rozumiem, że fandom jest znacznie bardziej oddolną i zdecentralizowana strukturą. Ponieważ nie mamy „prezeski fandomu”, jedyną metodą jest oddolna presja na organizatorów worldconu i całą społeczność.