Wstęp
Nagroda Zajdla to tak naprawdę dwie nagrody. Za najlepszą powieść – o nominowanych książkach mówiłem przez ostatnie 3 tygodnie. I za najlepsze opowiadanie. Dzisiaj opowiem wam o czterech utworach, które stają w szranki, by walczyć o zwycięstwo w tej kategorii. Czemu tak, a nie po kolei? bo żeby posunąć się dalej z omawianiem powieści muszę przeczytać jeszcze 5 tomów „Algorytmów wojny” (nominowany jest tom 7).
Teraz uwaga! Wszystkie omawiane tu opowiadania dostępne są w bardzo uczciwej cenie – za darmo. Związek stowarzyszeń Fandom Polski co roku dogaduje się z autorami i wydawcami i udostępniają antologie w formacie elektronicznym — możecie wbić na stronę (link w opisie) ściągać je i samemu sobie wyrobić zdanie, zamiast mnie słuchać.
Sabotaż funkcji celu
Michał Cholewa
Opowiadanie o losach profesora nauk ścisłych, na którego wydział spadają straszliwe ciosy, najpierw konieczność wykorzystania zaległych urlopów, później epidemia o zgrozo humanistyki a na koniec… Powstrzymajmy się jednak przed spoilerami.
To dość urocza humoreska, trochę w typie tych, które pisywał Kir Buczyłow. Nie wiemy co prawda w jakim mieście dzieje się jej akcja, ale spokojnie mógłby to być znany z utworów Rosjanina Wielki Guslar.
Czyta się do dobrze i jest nawet zabawne. Zachwyceni będą ci wszyscy, którzy uwielbiają grać w grę ile nawiązań i easter eggow autorowi uda się zmieścić, a czytelniczce znaleźć. Jest ich tu naprawdę sporo, od Lovecrafta do „Pana Tadeusza” i Wham. Dla sceptycznych wobec tej formy rozrywki – ich znajomość ich nie jest niezbędna, aby dobrze się przy opowiadaniu bawić.
Jeżeli chodzi o wady, to opowiadanie jest długie. Za długie jak na ilość rzeczy, które tam się dzieją — częściowo jest to podyktowane okolicznościami powstania — jak rozumiem, było pisane podczas 24 dni adwentu/whammagedonu, kawałek każdego dnia. Tak czy inaczej, wiele jest tu miejsc, w których autor stawia 5 zdań, kiedy wystarczyłoby jedno. Dam też minus za to, że główny bohater wydaje się trochę zbędny w całej historii i ta skończyłaby się bardzo podobnie bez jego udziału.
Na koniec jeszcze jedna rzecz. Były dwa takie momenty, kiedy miałem wrażenie, że czytam nie młodego Cholewe a starego Pilipiuka. Chodzi o wątek z prześladowaniem biednych kierowców przez gminę stawiającą słupki i wątek żon naukowców, które wyglądają jak żywcem wzięte z książeczek z dowcipami z lat 90. Rozumiem, że satyra ma przerysowywać, takie jej prawo. W tym wypadku autor zapomina jednak o innym „comedy should punch up, not kick down”. Pisanie humoresek o tym jak kierowcy (jedna z najbardziej uprzywilejowanych grup w Polsce) są biedni i prześladowani za bardzo przypomina pisanie o tym, jak to pokrzywdzeni byli plantatorzy bawełny przed zniesieniem niewolnictwa.
Świerszcze w soli
Agnieszka hałas
To opowiadanie, w którym kończy się świat, a pewna anielica uświadamia sobie, co jest naprawdę ważne i wyrusza przez czas i przestrzeń, żeby znaleźć swojego ukochanego, jednego z trzech synów stwórcy.
Dawno temu Brytyjczycy mieli gatunek powieści zwany „cosy catastrophe”, ostatnio popularne jest „przytulne science fiction czy fantasy”. Opowiadanie Agnieszki Hałas to pierwsza cosy apokalipsa, o jakiej słyszałem. Ten tekst to w zasadzie mythopeia końca świata, który wydaje się naszym własnym (tak przynajmniej wskazują historie przywoływane). Śledzimy natomiast losy aniołów, stwórców, niebiańskich namiestników i wygnańców z panteonu, na tyle bliski juedo-chrześcijańskiem, że wydaje się znajomy, a na tyle nie popodobny, że wywołuje niepokój. Takie mityczne uncanny valley.
Na poziomie intelektualnym ciężko mi analizować ten tekst albo tam nie wiele jest, albo ja jestem za głupi/mam zupełnie niewłaściwe narzędzia. Natomiast na poziomie emocjonalnym ten tekst siada pięknie. W dobie katastrofy klimatycznej, wojny i pandemii bardzo pomaga sobie ułożyć w głowie różne małe końce świata, które na nas spadają.
Siedem wrót ki-gal
Kamila Regel
Historia bogini Inanny wyprawiającej się do krainy umarłych. Ten tekst to malutka perełka. Ma dosłownie kilka stron, a mieści na nich emocje, eksploracje, plot twist i jeszcze na dodatek nieoczywiste połączenie konwencji.
Śledzimy tu, jak Innana (czyli chyba Isztar) przechodzi przez tytułowe siedem wrót. I z każdą bramą dowiadujemy się coraz więcej, aż w pewnym momencie zupełnie zmienia nam się perspektywa. Autora zdecydowała się tu na dość niespodziewane połączenie konwencji. Nie zdradzę, z czym łączy babilońską mitologię, ale nie jest urban fantasy w stylu “Amerykańskich Bogów”. Nie udawajmy, ten plot twist to jest sercem i naczelną wartością tego opowiadania. Nie jest jednak jedyną, bo mamy tam jeszcze bardzo fajnie zarysowane emocje między parą bohaterek.
Ten tekst to mój faworyt. Mam nadzieje, że wygra, chociaż absolutnie rozumiem tych, którym to ekstremalnie krótkie opowiadanie nie wystarczy i uznają je za one-trick-pony.
Było warto
Istvan Vizvary
W opowiadaniu obserwujemy, jak główna bohaterka skacze po różnych rzeczywistościach. Przeskakuje między światem wirtualnym a prawdziwym, zahacza nawet o zgrozo o Łódź. Oczywiście z pewnym plottwistem, którego zdradzać nie będę. Nie jest on jednak, przyznajmy specjalnie zaskakujący.
Całe to opowiadanie jest porządnie napisane, chociaż nie tak dobrze, jak omawiana tutaj powieść tego samego autora. Bardzo fajnym zabiegiem jest np. zabawa meta konwencją gry i oczekiwaniami, jakie nakłada ona na bohaterkę i czytelnika. Mimo paru jaśniejszych fragmentów nie jest to tekst rewolucyjny, ani nawet specjalnie świeży. Poważnie zastanawia mnie za to fascynacja autora pewnym Południowoafrykańskim Piżmakiem, którego wciska do drugiego tekstu z rzędu.
Zasadniczo jest to średniak. Co czyni go moim najmniej ulubionym opowiadaniem z tej antologii.
Jeżeli chcecie się przekonać który tekst wygra, wybierzcie się na Polcon-Copernicon i wpadnijcie na galę konwentu.
Dodaj komentarz