Tag: science fiction

3 solarpunkowe książki, które warto przeczytać

Co to jest solarpunk?

Solarpunk to nurt aktywistyczno-popkulturowy. Jest on nawet jak na różne inne cośtampunki trudny do uchwycenia i zdefiniowania. Po wielu próbach ułożenia sobie w tego w głowie doszedłem do wniosku, że solarpunk można zobrazować przy pomocy rodzinnego ogródka działkowego, który jest zautomatyzowany dzięki wydrukowanym na drukarce 3d elementom i skomputeryzowany dzięki postawionemu na linuxie raspberry pi. Oczywiście zasilanego energią słoneczną.

Gra o sumie niezerowej

Gra o sumie niezerowej

Michał cholewa

Jak oceniać książkę, która jest zwieńczeniem 7 tomowego cyklu? Jako osobną całość, czy przez pryzmat pozostałych tysięcy stron, które nas tutaj doprowadziły. Tutaj jest to o tyle łatwe, że „gra…” jest bardzo dobrym reprezentantem cyklu. Cierpi na wszystkie jego bolączki i podziela wszystkie jego zalety. Jak wcześniej chwaliłem za dobrze napisane piu, piu z laserka, tak teraz jest jeszcze lepsze. Ganiłem cykl za schematyczność – finałowy tom również od tego schematu nie ucieka. W poprzednim materiale dzieliłem się przemyśleniami o cyklu jako całości i zachęcam do rzucenia okiem na niego.

Uwaga, będą spoilery – w tym te najważniejsze dotyczące finału.

https://youtu.be/r4xtVTT4i8c

Lagrange. Listy z ziemi

O co chodzi

Ziemia po serii katastrof zeszła na psy. Resztki ocalałej ludzkości żyją na stacjach orbitalnych i rozpaczliwie szykują się do ucieczki na Alfę Centauri. Główny bohater „Lagrange…” wyrusza z misją treningowo-badawczą do księżyców Saturna. Oczywiście po dotarciu na miejsce oczywiście zaczynają się problemy i zostajemy skonfrontowani z TAJEMNICĄ. Na podlodowych księżycowych morzach pojawiają się menhiry, opuszczona monastyczna stacja kosmiczna nadaje niezrozumiałe sygnały, na statku pojawiają się osoby, których wcześniej tam nie było, a bohaterowie, którzy zginęli…

Hugo 2024

Wersja wideo:

Hugo to jedna z dwóch najważniejszych nagród w fantastyce. Przynajmniej jeżeli chodzi o ciężar i prestiż, bo mam wrażenie, że jeżeli chodzi o fejm i liczbę osób zainteresowanych to nagrody Goodreads przegoniły już dawno i Hugo i Nebule. 

Hugo przyznawane przez społeczność Worldconu. Zarówno w zgłaszaniu nominacji, jak i w finalnym głosowanie biorą udział uczestnicy konwentu (w tym też niebędący na miejscu, ale wspierający zdalnie). To, co jest dla mnie ważne to to, że jest to proces robiony fanowsko i oddolnie. Nie stoi za nim żaden wydawca, żadna korporacja, a decydujący głos ma każdy kto chce się zaangażować. W tym roku Worldcon jest w Glasgow na początku sierpnia i miejmy nadzieje, że będzie mniej kontrowersji niż ostatnio. 

Pozwolę sobie jeszcze na dygresję historyczną. Nagroda Hugo nazywa się tak od Hugo Gernsbecka. To on założył pierwsze czasopismo publikujące utwory SF (w czasach kiedy prawie nikt nie chciał wydawać takich książek). Narzucił na kilkadziesiąt lat stylistykę SF (Streamlined moderne) oraz przez to, że zaczął publikować listy od czytelników, trochę stworzył fandom.

Nagroda przyznawana jest w kilku kategoriach (opowiadania, fanziny, miniopowieści, formy graficzne). W tym roku udało mi się przeczytać wszystkie sześć nominowanych powieści! Dlatego mogę opowiedzieć jedno zdanie o każdej, a potem spekulować o tym, kto wygra.

The Adventures of Amina al-Sirafi – Shannon Chakraborty 

Pełne akcji fantasy w magicznym świecie arabskiej żeglugi po Oceanie Indyjskim X wieku. Są piraci, Magowie, kraken, ale najsilniejszy element tej ksiązki to świetna i bardzo dojrzała główna bohaterka. Literatura przygodowa najwyższej próby.

The Saint of Bright Doors – Vajra Chandrasekera

Weird fiction w którym syn lokalnego mesjasza próbuje sobie na nowo ułożyć życie w niesamowitym mieście. Wspaniale opisana scenografia i świat i lekko rozczarowująca fabuła. Nastrój 7/10, substancja 2/10.

Some Desperate Glory – Emily Tesh

Skrzyżowanie Gry Endera, Opowieści Podręcznej i generycznej do bólu powieści YA. Książka skrajnie nierówna. Trudna do zakwalifikowania opowieść o dziewczynie konfrontującej się z faszyzująco-militarystyczną kulturą, która ją wychowała.

Starter villain – John Scalzi

Wyobraźcie sobie gru i minionki, tylko zamiast minionków są gadające koty i uzwiązkowione delfiny. Poza tym jest o tym o jak dostać własny pub i pokonać starożytne sprzysiężenie złoczyńców. Jak zawsze u Scalziego przyjemna raczej prosta lektura.

Translation space – Ann Leckie

Space opera o dorastaniu, szukaniu swojej tożsamości w dziwnych społecznościach, i super agresywnych obcych istotach o nietypowych zaimkach.

Witchking – Martha Wells 

Demon wraca z piekła i eeee ma romans? Ratuje świat? Przeżywa personal horror? Zabijcie mnie ale, zapomniałem tę książkę w jakieś 24 godziny po przeczytaniu. Jak „Mordbota” uwielbiam, to ta mi nie podeszła.

Podsumowanie:

„Witch king”, „Starter Villain” i „Saint of bright doors” są moim zdaniem najsłabsze z nominowanych i raczej nie powalczą o zwycięstwo. Napisałem to, zanim „święty” dostał Nebule, ale twardo stoję przy swoim zdaniu.

Z pozostałej trójki, „Przygody” są najlepiej napisane, wciągające i pełne akcji. „Translation state” jest w moim poczuciu gorzej napisane, ale porusza znacznie ciekawsze tematy i problemy, jest ambitniejsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ciężko powiedzieć, ale szukałbym zwycięzcy w tych dwóch książkach. „Some desperate glory” to z kolei czarny koń tej stawki. Istnieje niewielka szansa, że sięgnie po laury, ale pewniej przepadnie z kretesem.

Translation state – Minirecenzja #2

Translation State

Ann Leckie

Translation state to kolejna powieść ze świata Radch. Dla tych, którzy nie mieli okazji to high SF/Space opera z dziwnymi obcymi, myślącymi statkami, bezwzględną polityką, społeczeństwami przyszłości i podróżami międzygwiezdnymi. Jak to u tej autorki wszyscy mają nietypowe zaimki, a społeczeństwa traktują płeć nieco inaczej niż nasze.

Science Fiction, krótkie wprowadzenie – Recenzja

Science Fiction – Krótkie wprowadzenie, David Seed, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego 2018

Strona edytorska

Od wielu lat większość książek czytam po angielsku. Ponieważ jednak robię przegląd opracowań o Science Fiction (Macie coś fajnego do polecenia?), to postanowiłem zacząć od tego, co wyszło w PL. Kiedy zobaczyłem, że „Science Fiction – krótkie wprowadzenie” wydało wydawnictwo uniwersyteckie, pomyślałem – siary nie będzie. Zamówiłem w wersji polskiej. To był błąd. 

Imladris/Polcon 2022

Dziękuje wszystkim, przez których wyjazd na Imladris – Krakowskie Weekendy z Fantastyką był tak niesamowitym doświadczeniem. Zagrałem świetną sesję, posłuchałem ciekawych prelek i nawet poszedłem siać ferment na radę i forum fandomu. Spotkałem dawno niewidzianych znajomych i poznałem nowe osoby. Nie będę nawet próbować wymieniać wszystkich spotkanych w krakowie miłych ludzi, było was tak dużo.

Zwłaszcza wielką radość sprawił mi dział programowy, który dał mi okazję pogadać o czymś innym niż erpeżki. Miałem prelekcję „25 fantastycznych książek, o których mogliście nie słyszeć, a które warto przeczytać”, chyba się udała, bo nikt nie uciekł w trakcie 🙂. Wrzucam link do prezentacji, bo wiem, że parę osób o nią pytało.

To była doskonała impreza.

XGE13

XGE13 to wersja beta niewielkiego, ale bardzo ciekawego projektu. Autorem jest Micheal Sands z Generic Games znany u nas głównie jako twórca Potwora Tygodnia. Bardzo lubię tę grę, wiec postanowiłem sprawdzić, co nowego szykuje dla nas autor. Tym razem mamy do czynienia z twardym sci-fi o eksploracji kosmosu przez serie gwiezdnych wrót, która działa na mechanice wywodzącej się z Blades in the Dark.

Fantastyka jest podróżą do lepszego świata

Nie dlatego, że czytając ją, możemy pędzić kosmicznym myśliwcem przez purpurowe niebo nad planetą inteligentnych kazuarów, czy razem z bohaterką tratować sandałami złote trony tyranów Hyperborei. Fantastyka jest podróżą do lepszego świata dlatego, że jak żadna inna literatura dotyka świata, który widzicie za oknem i naszej relacji z nim. Pomaga czynić go lepszym.

Siła fantastyki nie bierze się z eskapizmu. Choć możliwość oderwania się od codziennych problemów jest jej piękną i ważną częścią. Czasem każdy potrzebuje oddechu i perspektywy – a moja ulubiona literatura dostarcza go nawet lepiej niż Stardew Valley.

W sercu Fantastyki leży pytanie: Co gdyby? Co stanie się, gdy będziemy mogli sięgnąć gwiazd? Co by się stało ze społeczeństwem, gdyby magia istniała, co gdyby obok nas żyły wampiry i wilkołaki? Tego typu pytania i lepsze lub gorsze próby odpowiedzi na nie budują gmach fantastyki.

Ok, ale czemu mielibyście czytać o ludziach robiących piu, piu z laserka, czy półnagich barbarzyńskich mięśniakach? Chociaż zabrzmi to paradoksalnie, postawię tezę, że fantastyka pisze o rzeczach bliższych współczesnemu odbiorcy niż literatura głównego nurtu, o wielkiej literaturze znanej ze szkoły nie wspominając. Co bowiem ty siedząca na widowni osobo masz wspólnego z bohaterami Braci Karamazow? Dzieli was 140 lat i tysiące kilometrów, żyjecie w zupełnie innej kulturze. To, co zostanie po odrzuceniu rzeczy, które się zdezaktualizowały to ogólne mądrości o naturze lucka godne Paula Coelho.

Tu wchodzi pierwsza z książek, którą chciałbym wam polecić. „Mały brat” Corego Doctorowa. Jej sercem jest technologia — i to przerażająco aktualna. W świecie książki rząd stanów zjednoczonych po zamachu terrorystycznym wprowadza szeroką inwigilację obywateli. Szukając kolejnych terrorystów, ogranicza wolność i prywatność zwykłych ludzi. Książka opowiada o grupie nastolatków posługujących się technikami kryptograficznymi i open sourcowym oprogramowaniem do organizacji mini ruchu oporu i obrony prywatności. W świecie Post-pegasusa i korporacji, które odzierają nas z prywatności dla paru centów zysku, jest straszliwie niebezpiecznie aktualna.

Ponoć, żeby napisać dobre science fiction, wystarczy wymyślić nowa technologia i zastanowić się kto będzie przez nią nieszczęśliwy. Doctorow jak Juliusz Verne opisuje technologie na granicy dostępności, ale pokazuje nie tylko tych, których unieszczęśliwiają, ale też tych, z których robią bohaterów.

Science fiction patrzy w przód – w przyszłość i dlatego jest aktualne. Pozostaje wierne maksymie Czerwonej Królowej z Alicji w krainie czarów – trzeba biec cały czas do przodu, żeby stać w miejscu. Za pierwsza powieść science fiction uznaje się Frankensteina Mary Shelley. Napisana w tle startującej rewolucji przemysłowej, kiedy świat zaczął zmieniać się tak szybko, że przestały nam wystarczać powtarzane od pokoleń przypowieści i baśnie. Potrzebowaliśmy nowych historii ostrzegających o rzeczach, które dopiero nadejdą.

Rola Fantastyki, a zwłaszcza science fiction nie jest jednak przewidywanie przyszłości. Ray Bradbury – autor Kronik marsjańskich powiedział: „Nie zajmuje się przewidywaniem przyszłości, a zapobieganiem im”. Harry Harrison nie pisał o zielonej pożywce, dlatego że przewidywał, że niedługo będziemy żywić się przetworzonymi ludzkimi zwłokami. Pisał, bo chciał temu zapobiec.

I tu dochodzimy do drugiej polecajki. „Calculating stars” Mary Robinette Kowal, to książka o programie kosmicznym w nieco alternatywnym świecie. Meteoryt, który spadł na ziemię w latach 50, rozpoczyna cykl zmian w naszej atmosferze. Te sprawiają, że niedługo ziemia przestanie nadawać się do zamieszkania (znajome?). Rozpoczyna się przyspieszony plan podboju kosmosu, żeby choć część ludzi przetrwała katastrofalne zmiany klimatu na ziemi. To nie ostrzeżenie jednak stanowi o sile tej książki, lecz bohaterowie. Główną postacią jest kobieta, która zaczyna od obsługi komputerów (poczytajcie sobie o początkach informatyki, kto obsługiwał pierwsze IBM-y) z pragnieniem zostania astronautką. Bohaterka jest postacią z krwi i kości, z wadami i problemami, jest ludzka. Taka, z którą możemy się utożsamiać.

Nie ma tu też prostego techno optymizmu – wręcz przeciwnie autorka ciągle przypomina nam, że sam rozwój technologiczny nie wystarczy bez towarzyszących mu zmian społecznych. Nasza bohaterka ciągle ściera się z konserwatywnym społeczeństwem elit USA lat 60. Te starcia i jej walka z uprzedzeniami nie są tak odległe, jak mogłoby się wydawać.

OK, ale to wszystko piu, piu z laserka. A w jaki sposób Ci półnadzy barbarzyńcy są mi bliscy, czyli co z Fantasy?

Literatura fantasy taka, jaka wyrasta z prozy Tolkiena i z przygód Conana barbarzyńcy patrzy raczej w głąb niż w przyszłość. Ze swadą i śmiałością, której próżno szukać w głównym nurcie rozkłada na czynniki pierwsze i składa na nowo mity i legendy tkwiące u podstaw naszej kultury. Dekonstruuje je, pokazując ich nowe strony i pozwalając na nie spojrzeć z nieznanej wcześniej perspektywy.

Weźmy takiego „Szninkla”. To zamknięta komiksowa historia Van Hamma i Rosińskiego. Biblijna w swoich źródłach, lecz fantastyczna w formie. Opowiada historię Szninkla (taki pseudo hobbit) imieniem J’on, przypadkowo wybranego przez boga i obwołanego wybrańcem, zbawicielem swojego ludu. Tylko po to, by po krótkiej próbie zmiany świata miał umrzeć ukrzyżowany na monolicie rodem z odysei kosmicznej. Autorzy przestawiają biblijno-religijne klocki historii Hioba, Chrystusa, ale i czysto fantastyczne tropy Froda i Bilba. Jak każdy dobry tekst kultury ten komiks można interpretować na wielu płaszczyznach i zostawi nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi.

Jeszcze do niedawna fantasy było strasznie europocentryczne, teraz na szczęście dochodzą do tego nowe źródła historii, bijące poza światem białego człowieka i pokazujące nam jeszcze więcej nowych wspaniałych punktów widzenia. Afrofuturyzm wstawił nogę w drzwi a teraz dziesiątki powieści i opowiadań etnofantasy pokazują jak zmiana punktu widzenia, otwiera nam nowe możliwości interpretacji znanych historii.

Kiedy pytałem znajomych o to, jakie książki poleciliby początkującym, od razu pojawił się Lovecraft. Tytan kosmicznego horroru, twórca Mitów Ktulu. Pomyślałem, jednak że zamiast niego lepiej polecę wam książkę „Mexican Gothic”, Silvii Moreno-Garcii. To też kosmiczny horror najwyżej próby, ale pisany z unikatowej postkolonialnej perspektywy. Główna bohaterka nie dość, że mierzy się ze złem sprzed eonów, to jeszcze patrzy na to przez pryzmat pytań o władzę, rasizm i pozycję społeczną kobiet w społeczeństwie. Wszystko w gęstym sosie gotyckiej powieści. Serio, zamiast czytać Zew Cthulhu, przeczytajcie tę książkę.

Fantasy potrafi nas zabrać tam, gdzie chciałby iść postmodernizm, ale nie ma odwagi. John Campbell w Bohaterze o 1000 twarzy wskazywał na podobieństwa między mitami różnych kultur, na to, że w wielu historiach bohater powtarza tą samą drogą, obojętnie czy jest Gilgameszem, Harry Potterem czy Lukiem Skywalkerem. W swojej esencji można je nazwać powieściami o zmianie i dorastaniu. Bilbo wracający z podróży nie jest tym samym hobbitem, który w nią wyruszył. Zmienił się i dorósł.

Pewno większość z was grała w produkcje CD projektu albo widziała kawałek serialu. Gorąco was jednak zachęcam do przeczytania Wiedźmina, a zwłaszcza opowiadań. To jest fascynująca historia, o zmianie i dorastaniu głównego bohatera, o tym, jak podróż zmienia jego priorytety i przekonania o sobie. Ponadto wbrew przekonaniu różnych słowianofilów świat wiedźmina pełnymi garściami czerpie z anglosaskich legend, kontynentalnych baśni i wrzuca w to wszystko typowo polskiego bohatera. Przeczytajcie Ostatnie życzenie, bo nie dość, że proza Sapkowskiego jest najwyższej próby to historie, które opowiada, wciąż poruszają.

Fantasy jak żadna inna literatura pozwala nam poznać i przetrawić bagaż kulturowy, który ze sobą niesiemy. Opowiada o herosach i ich drodze. Pozwala zrozumieć, jak dorastamy.

Jak już wspomniałem, science fiction nie przewiduje przyszłości, czasem jednak trafia zaskakująco blisko, Nadświetlny napęd znany ze Star Treka jest w tej chwili przedmiotem rozważań fizyków teoretycznych. Czasem też jest po prostu pasem transmisyjnym miedzy nauka a publiką Post-scarcity economy czy uniwersalny dochód podstawowy to pojęcia, które do w miarę powszechnego dyskursu trafiły całkiem niedawno, tymczasem w książkach KSR czy Webera można było je znaleźć dawno temu.

Jeżeli chodzi o zachwyt nad technologią i nauką, mało kto dorównuje Andy Weirowi. Przeczytajcie „Projekt Hail Mary”. To mniej znana od Marsjanina historia, ale chyba od niego lepsza. Opowiada o misji ratowania świata, o tym, jak wahadłem mierzyć grawitację i o potędze ewolucji. Jego techno optymizm bywa naiwny, ale głębokie przekonanie, że nie półbóg, nie wybraniec losu, nie superbohater z niesamowitymi mocami, a zwykły człowiek wyposażony w potęgę ludzkiej wiedzy może zostać bohaterem, jest fundamentalne dla SF.

Fantastyka pozwala lepiej zrozumieć, kim jesteśmy. Stawiając raz po raz pytanie: „co byłoby, gdyby”, odkrywa przed nami nowe i nieznane możliwości. Powstała, kiedy dorośliśmy i zrozumieliśmy, że nie możemy dalej uczyć się na błędach naszych matek i ojców, bo świat zmienia się zbyt szybko. Wczorajsze ostrzeżenia i przypowieści są dziś nieaktualne.

Ludzie, którzy stworzyli „Mad Maxa” czy „Kantyczke dla Leibowitza” nie przewidywali nuklearnej zagłady, starali się jej zapobiec. Historie, które opowiada fantastyka, są odwrotnością samospełniającej się przepowiedni z tragedii Edypa. Dzięki temu, że je opowiadamy, mamy szansę uniknąć losu, który opisują. Historie fantastyczne pozwalają nam wejść na scenę teatru, zastrzelić (piu, piu z laserka) wyrocznie i z odwagą Conana barbarzyńcy pójść skopać tyłki bogom, którzy próbowali zgotować Edypowi nieunikniony los.

Dlatego Fantastyka to podróż do lepszego świata.

Zdjęcie: Castelviator

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén